niedziela, 11 października 2009

"O jeden krok za daleko..."


Zdarzyło się to pewnej sobotniej nocy, przyszedłem sobie pojeść, przygotowałem posiłek, zasiadłem przed telewizorem, był akurat film o żołnierzach walczących z wilkołakami.

Walczyli, walczyli, ja w tym czasie sobie zjadłem i zacząłem swoją walkę ze znużeniem tą walką.

Poległem, lecz zbudziłem się przestraszony widząc ekran kontrolny w telewizorze.

Myślę szybko, która to już godzina, a jutro rano muszę wcześnie wstać. Podskoczyłem co sił na równe nogi i biegnę, aby czym prędzej się położyć, robię krok i czuję że coś nie pasuje. Noga jak z waty, za chwilę ból, okazało się, że noga mi zdrętwiała i straciłem w niej władzę, źle stanąłem w wyniku czego naderwałem sobie wiązadło.

W prezencie dostałem gips, pomyślałem że wszystko będzie ok, kaleka budzi litość, każdy się mną zaopiekuje, nie przewidziałem jednego... leków przeciwzakrzepowych w postaci zastrzyków... uff...

na tym kończę i ze strachem w oczach wkłuwam się w mój brzusio.


PS zdjęcie wykonała moja osobista pielęgniarka Dominika ;*

3 komentarze:

  1. też to przeszedłem; jednak ja nie byłem w stanie sam sobie wkłuwać tych dziadów; przerażała mnie wizja świadomego przerwania ciągłości swojej tkanki; mój Żon za to wkłuwał się w mój tłuszcz z jakąś dziwną pasją w oczach

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahoj Fifku, fajnie, że piszesz, dzięki temu wiem, że jednak ktoś to czyta, a dla jednej osoby, w dodatku tak zacnej, już warto pisać... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zdjęcie kojarzy mi się z filmem fundacja.
    swoją drogą godny polecenia.

    OdpowiedzUsuń